Ale jakie?
W niczym świąt nie przypominające a jednak w najgłębszym sensie pełne bożonarodzeniowego znaczenia.
Bo i upał trzydziestostopniowy i czyste niebo nad głową pełne gwiazd tak jasnych, że rzucam cień na biały piasek choć to już czarna noc.
Brak światełek, brak choinek, brak prezentów, brak całego szumu wokół tego co ciche chciałoby pozostać.
Cicha noc, jasna noc…
Narodziny.
Czy z tym się kojarzą? Czy raczej nie są pełne krwi i bólu, który jest też ekstazą, pełne krzyku rozdzierającego piersi? Na krawędzi, na cienkiej linie między walką a poddaniem temu co ma być.
A może są wszystkim tym naraz?
W końcu adwent czyli oczekiwanie przed narodzinami nowego to czas pełen czujności.
Zaufanie
że po krzyku cisza
po bólu wytchnienie
chwilowa ulga
powstanie do nowego
zaufanie
Życiu,
które rodzi się codziennie
w każdej chwili
nowe