Archiwum kategorii: teraz

„Pole pole” czyli warsztat gotowania po zanzibarsku

W ostatni dzień starego roku postanowiłam zaczerpnąć trochę kulinarnej wiedzy.
Rok wcześniej poprowadziłam w Lipowie  swoje pierwsze warsztaty gotowania, które z całą pewnością były większym przeżyciem dla mnie niż dla uczestniczek!
Wiadomo – trema przed wystąpieniem po raz pierwszy, mimo, ze temat tak znany.
Okazało się, że i słusznie, większość bowiem uczestniczek było wyśmienitymi gospodyniami i warsztaty stały się raczej wspólną zabawą niż przekazywaniem kuchennych tajemnic i pilnie strzeżonych receptur.
Zwłaszcza, że moje świąteczne szlagiery tj tort makowy czy pierniczki wg starej receptury, które wychodziły zawsze, postanowiły spłatać figla.
Dotąd zastanawiam się co było przyczyną ważenia się kremu czy wyjątkowej twardości piernikowego ciasta.
Całe szczęście nie wszystko się”zbiesiło”, część dań wyszła znakomicie, pomogli też sprzymierzeńcy w postaci wyjątkowo udanych nalewek a Panie okazały wielką wyrozumiałość i poczucie humoru.
Było mnóstwo śmiechu i zabawy a to w końcu cenniejsze niż wiedza:)

Rozpisałam się o lipowskich warsztatach gotowania nie bez powodu.
Jeśli będę je jeszcze organizowała, będę miała przed oczyma i w sercu swoje doświadczenie zanzibarskie
Bardzo to był zabawny kurs gotowania – oddający ducha powiedzenia, które usłyszeć można w każdej sytuacji na Zanzibarze – „pole-pole” czyli easy easy.
Spokojnie, powolutku, hakuna matata – niczym się nie przejmuj, wszystko jest ok i nie ma problemu!

Zrzut ekranu 2018-01-17 o 15.20.46

Na lekcję przyjechałam w największy skwar bo wtedy nauczyciel miał czas.
Dostałam warzywa do skrobania tępym nożem, w przeważającej części cebule i czosnek. Dużo czosnku i dużo cebuli. Ile? A gdzieś tyle…
Potem nauczyciel wyszedł i już nie wrócił, została jego żona i córka nie mówiące ni w ząb po angielsku – aby dostać wodę narysowałam szklankę. Ale nie stanowi to większej przeszkody w komunikacji – wszystko przecież widać!
Oprócz skrobania moim zadaniem było mieszanie w garnku, w kucki, bo tam wszystko na ziemi się odbywa, cały czas w takich kociołkach, które buchały żywym ogniem.

mieszamy…koniec podobny jak u nas. Prawie ugotowany ryż, zamiast owijania w kołdrę, przykrywamy gorącymi węglami

Z szerokiego menu, które ustaliliśmy dzień wcześniej i które obejmowało 6 dań, zrobiłam pilaw rice i curry.
Potem poczekałam 2 godz na kierowce i pojechałam w siną dal gdzie czekała już na mnie Gabunia z milionem warkoczykow na głowie.
Bardzo to „pole pole” jest kształcące!

  • maszyna do robienia wiórków kokosowych. siada się na tym stołku i na metalową końcówkę nabija się kokos, kręcąc nim w kółko.
  • wnętrze domu, pozbawione mebli i ozdób, bardzo czyste i chłodne. Tutaj kuchnia.

IMG_0855

Posiłek

Przepis na ryż pilau:

– 1/2 kg ryżu basmati, wypłukanego kilkakrotnie (do czasu aż woda straci mętność)
– po 1/2 łyżeczki kolendry, goździków, kardamonu (bez niego nie ma pilau!), pieprzu białego lub czarnego, ucieramy w moździerzu i zalewamy wodą na pół godziny
– 1 łyżeczka kuminu dorzucona do przypraw i namoczona tj one
– kawałek kory cynamonu, gwiazdka anyżu
– olej
– 2 cebule pokrojone w pióra
– pół marchewki pokrojonej w kostkę
– 3 ząbki czosnku, roztarte z solą
– kawałek świeżego imbiru startego na tarce
– 2 surowe ziemniaki, przekrojone na pół
– niecały litr wody lub mleko kokosowe
– orzechy nerkowca – opcjonalnie

Na oleju smażymy długo cebulę – aż zaczyna mocno brązowieć. To od niej ryż nabierze ciemnego koloru. Dodajemy marchewkę, czosnek, imbir, ziemniaki, przyprawy. Mieszamy smażąc. Dodajemy ryż.
Gotujemy ok 20 min, mieszając co jakiś czas. Kiedy ryż jest prawie miękki, zdejmujemy z ognia, zawijamy w koc aby doszedł.
Uwaga! Garnek musi chwilę przestygnąć abyśmy nie spalili koca:)

Dodatek, podany do falafelu (którego nie udało mi się zrobić:), który bardzo mi zasmakował to wiórki kokosowe z sokiem z limonki lub cytryny  z posiekaną ostrą papryczką chilli i solą. Pycha.

No i tak dochodzimy do tego, co na Zanzibarze najważniejsze. Bo przecież nie słońce ani lazur oceanu.
dla mnie? dystans do czasu. i planów w tym czasie. i do „rzeczy jak powinny wyglądać, bo przecież płacimy za to” i jeszcze parę innych…

 

 

Tam gdzie pieprz rośnie

Spędzam święta. Daleko, pierwszy raz w życiu poza Polską bo choć okazje były, bardzo lubię święta tradycyjne, nawet z pluchą za oknem. Lubię gotować dla najbliższych, ubierać choinkę, słuchać płyt z kolędami, wyciągać półmiski na specjalne okazje i stawiać je na białym obrusie.
Źródłem radości jest też robienie prezentów (wtedy bezkarne:), bo wszak nikt nie może powiedzieć „nie było trzeba”…

W tym roku zamiast tradycji zanurzenie w świat przypraw na Zanzibarze.
Bo choć używamy ich codziennie, rzadko kto wie skąd pochodzą 4 rodzaje pieprzu i co koniecznie musi być składnikiem ryżu pilaw. I czy sól to przyprawa? I czym w ogóle różnią się zioła od przypraw?

z Kate i Gabi. Z Davidem, naszym przewodnikiem, chwilę po tym jak spadła na mnie pokaźna gałąź, raniąc dość mocno i  natychmiast została przyłożona roślina, którą wykorzystuje się do produkcji jodyny. Rana zasklepiła się momentalnie a na niej utworzył się jakby plasterek.

Pewnie ze względu na to, że praktycznie jestem kucharką wciągnął mnie ten temat bardzo ale już przy przyprawie, której używamy na świecie najwięcej, czyli przy pieprzu, jest tyle zdań co osób zajmujących się tym tematem.
Podążę zatem za naszym przewodnikiem na farmie przypraw, z którym spędziłyśmy większą część dnia, zakończoną pysznym posiłkiem.

Wszystkie rodzaje pieprzu – czarny, zielony, biały i czerwony – pochodzą od tej samej rośliny, Piper nigrum. Choć trafniejsza wydawałaby się nazwa zawierająca kolor zielony a nie czarny, bo od niej, w przypadku pieprzu, biorą sie wszystkie pozostałe.
o rodzaju pieprzu stanowi Stadium dojrzałości w którym zbiera się owoce i sposób dalszej obróbki.

IMG_0794

Z wczesnego zbioru, niedojrzałych jeszcze owoców, które mają kolor zielony, powstanie pieprz zielony i czarnny.
pieprz zielony najczęściej jest zanurzony w konserwującej marynacie, po to aby zachować jego kolor i łagodniejszy aromat. Ma około 1/3 mocy pieprzy czarnego
Pieprz czarny powstaje poprzez wysuszenie niedojrzałych owoców, które zmieniają wtedy kolor.

Jeśli pozostawimy owoce do osiągnięcia pełnej dojrzałość na pnączu, nabiorą czerwonego koloru. Część z nich, zbierana ręcznie, jest pieprzem czerwonym.
Większość jest wysuszona, nabierając czarnego koloru i moczona w wodzie . Po tym procesie, owoce obiera się ze skórki, pod którą ukazuje się białe ziarno. To pieprz biały, najczęściej wykorzystywany w kuchni azjatyckiej.

Najlepszy pieprz pochodzi podobno z Indii, z wybrzeża Malabar. Już sama nazwa smakuje obiecująco. Około 10 % tego pieprzu – najdorodniejsze owoce, znane są jako Tellicherry i są podobno arystokracją tej przyprawy.
Nie wiem, dotąd rozróżniałam tylko dobry, świezo zmielony i stary, wywietrzały.
Teraz będzie okazja do ćwiczenia uważności i na tym polu:)

Szczypta pieprzu, (podobnie jak parę kropel cytryny – do wszystkiego!) uratuje każdą, byleby nie spaloną do cna, potrawę.
Szczypta pieprzu dobra jest też w życiu:)
Zawsze mam to w kuchni i Wam radzę.

 

 

 

Włoskie klimaty lat 50-tych i TAK dla pokojowego strajku.

Tęsknota z słońcem przejawia się nie tylko w kolorach potraw, które teraz gotujemy.

screen-shot-2017-03-05-at-14-49-35
miska obfitości – na quinoa pokrojone w kostkę papryki, kiełki fasolki mung, rzodkiewki, awokado, przesmażony jarmuż (na jednej patelni z jajkiem), jajko sadzone

Również w doborze książek.
Tym razem sięgnęłam po następną ,nieznaną mi dotąd autorkę,  z listy najlepszych książek XXI w ogłoszoną przez BBC. Rekomendacja wspaniała, choć jak się okazało książka ze słońcem niewiele wspólnego miała.

Elena Ferrante to postać tajemnicza. Nie wiadomo czy jest pisarką czy pisarzem – dotąd nie ujawniła swojej tożsamości, mimo rozlicznych nagród, które otrzymuje. To zjawisko samo przez się budzi refleksje – a gdyby być tak utalentowaną i docenianą, czy stać byłoby mnie na taką niezależność, na wolność od tych wszystkich pokus, które niesie sława? Bycie rozpoznawalnym, ambicja, potrzeba zostawienia śladu, swojej pieczęci na tym świecie to takie ludzkie i charakterystyczne przynajmniej dla europejskiej i amerykańskiej kultury.
Ale jak zwykle odbiegam od tematu:)

Przeczytałam pierwsza część tzw trylogii neapolitańskiej Ferrante i muszę przyznać, że rozczarowała mnie. Może za dużo oczekiwałam po takich referencjach, może zaufałam czyjejś opinii, że Ferrante to jedyna pisarka czy pisarz włoski, który zaistniał w światowej świadomości. A co z ubóstwianym przeze mnie Italo Calvino i drugiem asem włoskiej literatury – Alessandro Baricco?

screen-shot-2017-03-05-at-13-24-54

Alfred Eisenstaedt

screen-shot-2017-03-05-at-13-09-51

„Genialną przyjaciółkę” przeczytałam z zapartym tchem bo dobrze się to czyta. To pierwszy z czterech tomów tzw trylogii neapolitańskiej. Nie wiem jak dalej potoczą się losy Eleny, narratorki powieści, pewnie dopiero w całości będę mogła docenić to dzieło. Miejmy nadzieję. Na razie jednak tęskno mi trochę do tych powieści, perełek, gdzie na 300 stronach autor przekazywał wszystko, co chciał. Epopeja neapolitańska ma ponad 2000…
„Genialna przyjaciółka” to studium przyjaźni dwóch dziewczynek, którym towarzyszymy od wczesnego dzieciństwa do momentu, aż stają się młodymi kobietami. Przyjaźni gęstej i ciężkiej od skrajnych emocji. To wspaniałe portrety kobiet na tle lat 50-tych w biednej dzielnicy Neapolu, gdzie echa wojny w postawach ludzi z tego samego podwórka są cały czas wyraźnie słyszalne. Powieść to wnikliwa znajomość psychiki dorastających dziewcząt, nieuświadomionych zazdrości, bardziej świadomej rywalizacji, katorga porównywania siebie do innych i niepewność albo przypadkowość pierwszych wyborów.
I największe obawy, wspaniale opisane przez Ferrante: jestem gorsza, oraz podszyta zakazanym uczuciem odrazy, obawa  – oby tylko nie być podobną do matki.
Wszystko to , tak znakomicie oddane w powieści wskazywałaby raczej na to, że Ferrante jest kobietą.

img_7731
ilustracja Maurice’a Sendak do książki Ruth Krauss „Open house for butterflies”

Choć to w sumie nie ma znaczenia, chłopcy muszą przejść podobną drogę odrzucając własnego ojca aby stać się mężczyznami i do ojca powrócić.
To uczucie negacji, odwrócenia się, nieraz nienawiści jest drogą do wyłonienia się odrębnej naszej osoby. Po to, aby w procesie dojrzewania (i nie chodzi tu o burzliwy wiek nastoletni) powrócić do matki i ojca (czasem już dawno nieżyjących) i rozpoznać ich w sobie.
Wtedy przychodzi cud – lekko i nisko pochylamy głowę w akcie wdzięczności za to co dla nas zrobili najważniejszego, za Życie.

I jeszcze jedna, najważniejsza kwestia – jutro 8 marca, dzień kobiet i Międzynarodowy Strajk Kobiet. Ja będę z Maciejem w Poznaniu, na Placu Wolności.
Staniemy spokojnie przeciwko przemocy, której doświadczyłam jako kobieta  na różnych etapach swojego życia ale również przeciwko przemocy w stosunku do wszystkich istot.

Screen Shot 2017-03-07 at 16.40.28

I tak zataczam koło powracając do książki. Bo obok dwóch głównych bohaterek i Neapolu lat 50-tych, jest jeszcze jedna bohaterka – przemoc. Czy tak wiele się zmieniło?
Co możemy zrobić aby zmieniać świat?