Archiwa miesięczne: Listopad 2013

Owsianka

Przepis ten, a właściwie opowiastka o owsiance pochodzi z naszych “Pierwszych zeszytów z przepisami”, które wydaliśmy w 2012. Ich malutki nakład jest prawie na wyczerpaniu, powstają zeszyty nr 2, z nowymi przepisami i nową oprawą. Czy zdążymy na sezon 2014? Mam nadzieję. Na razie jednak “odgrzewamy” to co sprawdzone – to w kuchni działa praktycznie zawsze. A więc owsianka – łagodny początek dnia.

image

śliczne rysunki Marty Maji Gierczyńskiej zdobiły nasze pierwsze zeszyty

•    płatki owsiane

•    siemię lniane

•    bakalie: orzechy, rodzynki

•    owoce: banany, śliwki suszone, morele suszone, jabłka

•    przyprawy: sól, kurkuma, kardamon, cynamon, świeży imbir

Przygotowuję ją z płatków owsianych górskich albo zwykłych. Błyskawicznych nie używam. Nawet nie próbowałam, kłócą się jakoś z ideą powolnego gotowania. Na 2 osoby (w zeszytach podawałam przepis na 10 ale to chyba jednak przesada) potrzeba dwie garście płatków (4-6 łīżek stołowych) i dwie łyżeczki siemienia lnianego. Jeśli nie zapomnę, wieczorem zalewam płatki i siemię wodą. Rano dolewam do nich wrzącej wody. Wkrawam banana, dodaję parę suszonych moreli, pokrojonych w paski, parę sparzonych rodzynek, trochę orzechów włoskich, lasko- wych lub migdałów (wcześniej uprażonych na suchej patelni). W ogóle dobrym pomysłem jest w wolnej chwili 🙂 przygotować sobie na zapas prażone bakalie i pestki. Przyprawy do owsianki to kurkuma i imbiru (jeśli poza tym używamy ich dużo w kuchni, możemy je pominąć), szczypta soli, szczypta łyżki kardamonu. Cały sekret naszej owsianki polega na długim gotowaniu – staramy się, aby było to co najmniej pół godziny. Czasem dłużej, czasem krócej, zależy jak… płynie czas. Owsianka powinna być kleista i spływać powoli po łyżce.
To jest baza, ale można oczywiście poszaleć z różnymi wariantami:
•    z jabłkami – wtedy dodaję cynamon i goździki

•    z suszonymi, namoczonymi na noc śliwkami – dobra jest do tego zestawu skórka pomarańczowa

•    z prażonymi wiórkami kokosowymi

•    z daktylami

•    z figami – trzeba je wcześniej namoczyć

•    wersja na bogato – ze wszystkim naraz
Jeśli zapomnę namoczyć płatki na noc, prażę je przed zalaniem wodą w suchym garnku. Trzeba jednak bardzo uważać, bo szybko sie przypalają i psują potem smak całości.
Do owsianki podaję konfitury własnej roboty – wiśniową albo truskawkową oraz prażone pestki. Nie jest to jednak koniecznie, ponieważ cała słodycz jest w bakaliach i bananach.

image

Można również gotować różne wersje owsianki na słono. Na przykład ryżankę z glonami i prażonym sezamem. To trochę japońska wersja tego dania. Ryż, lub ryż z innymi zbożami gotujemy długo. Możemy wykorzystać ryż, który został z dnia poprzedniego. Jeśli mamy ochotę na słoną wersję, dobrze jest namoczyć grzyby shitake na noc w wodzie z sosem sojowym. Rano miękkie grzyby kroimy na wąskie paseczki i dodajemy do gotującego się ryżu. Wrzucamy też marchewkę pokrojoną w słupki i por w cieniutkie półksiężyce. Na koniec wrzucamy garstkę namoczonych wcześniej glonów i prażony sezam. To jest łagodna zupka – nie doprawiamy jej mocno, wystarczy trochę sojowego sosu.
Z owsianką na słono jest ciekawa sprawa – generalnie wszyscy goście Lipowego Domu kochają wersję na słodko. Ale zawsze znajdzie sie ktoś, dla kogo ryża ka a la Japan jest kulinarnym objawieniem i nie zamie- niłyby jej na żadne śliwkowo – bakaliowe nuty.

Tyle na temat owsianki napisałam w Zeszytach z przepisami. Od tego czasu do najlepszych śniadań na świecie należą również granola (jeden z pierwszych wpisów na blogu) oraz gotowany orkisz. Ale o tym ostatnim innym razem…

Sezon kończy się nam znakomicie czyli o warsztatach w lipowym domu w 2013

Mamy listopad, przed chwilą wyjechały dziewczyny z warsztatów Ani Krasuckiej.

image

Było ich 19, wszystkie poszukujące lepszej jakości, większej satysfakcji w życiu. Ciekawe i pragnące wiedzieć więcej, mądrzej wybierać. Warsztat krąży wokół tematów związanych ze zdrowym żywieniem, ze świadomym wyborem, przed którym stajemy każdego dnia – co jeść, jak jeść, jak chronić bliskich przed długofalowymi skutkami jedzenia impregnowanego chemią i strachem ( w przypadku gdy spożywamy mięso). Panie dwukrotnie zawładnęły kuchnią, która okazała się bardzo elastyczna i gościnna. Oprócz tego były zajęcia jogi hormonalnej, pranajama i relaksacja a także tańce w kręgu.

image

image

Z potraw gotowanych przez warsztatowiczki najbardziej smakowały nam kotlecili ziemniaczono-soczewicowe, bardzo delikatne, bez dodatku jajek i mąki. Pyszna była delikatna marchewka macerowana w winegret, buraczki i wspaniała surówka z czarnej rzepy z jabłuszkiem i z selerem. Na deser kosztowałyśmy tarty cytrynowej na czekoladowym spodzie oraz trufle z bakali i kaszy. image

Lipowy dom, ze swojej strony, chciał dotrzymać kroku i podał na obiad:

– zupę kabaczkowa z kozieradka i fenkułem, podana z kolendrą i pestkami dyni

– delikatne curry na mleku kokosowym z kalafiora, ziemniaków, brokułów i szpinaku, posypane prażonymi wiórkami kokosowymi

– dahl z zielonej soczewicy w gęstym sosie hinduskim

a na deser BROWNIE, który przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania. Pycha był. Akurat puszysty i wilgotny.

Na pierwszą kolacje podaliśmy polentę na dziko (przepis jest na blogu) z czerwona kapustą zasmażana z jabłkami i rabarbarem  a na druga risotto z pęczaka z suszonymi pomidorami.

Jedzenie zbliża, wspólne gotowanie zacieśnia więzi, świadome gotowanie uświadamia, takie warsztaty to jak kiedyś wspólne darcie pierza przez gospodynie – wśród śmiechu i pogaduszek, wypływa czasem poważniejszy temat. Na chwile zapada cisza. Jest ona oswojona bo wspólnotowa bo przecież wszyscy płyniemy tą samą łodzią.

A oto kontakt na Anię i jej warsztaty

www.piesmakow.com.pl

i polecane przez Nią linki

Enlightenment Intensive cz.2, tekst Krzysztofa Wirpszy

Idea Enlightenment Intensiva (dosł. Intensywnego Treningu Oświecenia) powstała w Santa Cruz w Kali­fornii w 1968 roku. Jej ojcem był Charles Berner – pasjonat samorealizacji, który większą część życia spędził na testowaniu technik samopoznania pochodzących z rozmaitych ścieżek, głównie pod kątem ich przydatności w wywoływaniu satori.

image

Charles Berner

Berner zastanawiał się, w jaki sposób do­świadczenie satori można przybliżyć zwykłemu człowiekowi, takiemu, który -co zrozumiałe – nie ma czasu na wielolet­nią praktykę medytacji. W Enlightenment Intensive
Berner połączył dwie popularne idee: samodzielnej kontemplacji koanu, czyli mistycznego problemu-zagadki, znanej m.in. z zeń – z popularną w psychoterapii ideą komunikacji werbalnej. W zeń adept kontempluje niewysłowiony fakt swej jaźni. W psychoterapii pacjent opowiada o własnych problemach, postawach i wspomnieniach.

Kojarząc podejście wschodnie z zachodnim, Berner wzboga­cił komunikację o element cichej reflek­sji, która wydobywa z dna umysłu to, co ukryte. Kontemplacja przesuwa cel terapii z czasowej ulgi, jak w psychoterapeutycz­nym wygadaniu się, na doświadczenie głębokiego źródła naszej samoświadomo­ści. Choć takie postępowanie może po drodze ujawniać obszary trudne, nieznane i niewygodne dla umysłu, kierujemy się tu logiką, że zmiana u źródła powinna dać lepszy globalny efekt niż dokonywana na powierzchni.
Enlightenment Intensive to trzy dni pracy z pytaniem (koanem) Kim jestem? Technika ta, znana od przynajmniej 7 tysięcy lat, doprowadziła do oświecenia wielu ludzi. Jej współczesny apologeta, indyjski świę­ty i jogin Ramana Maharishi zalecał za­dawanie sobie pytania Kim jestem? jako najskuteczniejszy sposób na osiągnięcie głębokiej samorealizacji. Podobnie wy­glądało to w zeń, w obrębie którego koan Kim jestem? przez stulecia zgłębiali me­dytujący mnisi.
Tak naprawdę trudno sobie wyobrazić właściwą odpowiedź na to pytanie. Na co dzień identyfikujemy się bowiem z tysią­cami postaw, przekonań i stanów, zaś py­tanie Kim jestem? ma jedynie za zadanie dostrzec – i pominąć – cały ogrom defini­cji siebie, z którym na co dzień się utoż­samiamy. Chodzi o to, aby rozpoznać, że definicje je są fałszywe. Przeglądając je po kolei, tak jak przegląda się zawartość szuflady, zdajemy sobie sprawę z ich prowizoryczności, a zatem i nieprawdziwości.
Koan Kim jestem? pomaga więc nie tyle odkryć jedynie słuszną definicję. co rozpoznać i odrzucić wszystkie błędne. Ostatecznym celem jest tu
doświadczenie siebie samego naprawdę, czyli bezpośrednio.

To właśnie nazywane jest oświeceniem.
Na Enlightenment Intensive pracujemy z koanem Kim jestem?, lecz zamiast czy­nić to samodzielnie (co jest bardzo trudne), uczestnicy pracują ze sobą nawzajem. W ten sposób dynamika stosunków międzyludzkich zostaje zaprzęgnięta w służbę medytacji i skupiona na pytaniu. Umożliwia to kwantowy skok świadomości, który w klasycznej medytacji wydarzą się za­zwyczaj dopiero po kilku latach.
Jak to wygląda w praktyce? Podczas tre­ningu jego uczestnicy przez trzy dni pracu­ją w parach (diadach). Kontemplują to, kim są i przekazują rezultaty tej kontem­placji partnerowi. Potem słuchasz, a twój partner kontempluje i komunikuje tobie. Partnerzy nie komentują nawzajem swoich komunikatów. Trening obejmuje udział w trzydziestu czterech diadach, z których każda trwa czterdzieści minut, przy czym partnerzy diad zmieniają się. tzn. za każ­dym razem pracuje się z kimś innym. Powoduje to, że ów proces nie jest nużący – samo słuchanie kilkunastu różnych ludz­kich legend, jedna po drugiej, przeplatane odkrywaniem własnej legendy, utrzymuje uwagę w napięciu, podobnie jak zmienia­nie kanałów w telewizji, albo surfowanie po internecie.
W trakcie diad doświadczasz, jak ostrze uwagi zagłębia się w materii umysłu, która zdaje się mieć określone warstwy i poziomy. W czasie słuchania uwaga na­pełnia się siłą zaciekawieniem i przejrzy­stością. Zdobytą w ten sposób energię -gdy przyjdzie nasza kolej w diadzie, i gdy to my będziemy musieli nazwać to, kim, naszym zdaniem, jesteśmy – możemy za­stosować do wyraźnego i precyzyjnego nazywania rzeczy po imieniu.
Jednak taka wzajemna psychoterapia nie jest sama w sobie celem treningu. Nasze problemy, sukcesy i wizje, różno­rakie aspekty osobowości wypływające na wierzch z głębin w odpowiedzi na py­tanie Kim jestem? – to treść umysłu. W treningu zaś ostatecznie chodzi o to, aby poza tę treść wykroczyć. Identy­fikacja z nią, jakkolwiek byłaby ona piękna lub głęboka, stanowi przeszkodę. Mistycy powiedzieliby, że to, co można nazwać, nie jest ostateczną prawdą, lecz jedynie jej naszą ludzką wersją. Rzeczy­wista prawda o nas istnieje poza słowami -jest doświadczeniem bezpośrednim. To właśnie takie doświadczenie – w odróż­nieniu od wszelkich „historii", jakie opo­wiada umysł – usiłujemy uchwycić w trakcie Enlightenment Intensive. Zatem Kto myśli? Kto pragnie? Kto jest świadomy?
Można by zastanowić się, czy zastoso­wanie tego swoistego umysłowego tricku, jakim jawi się oświecenie, jest w stanie dopomóc nam w życiu, a jeżeli tak, w ja­ki sposób? Istnieją w tej mierze trzy ro­dzaje ludzi i trzy sposoby pomocy.
Pierwszą grupę stanowią osoby z wymyślonymi pro­blemami. To ci, którzy żyją w oparciu o swoje wew­nętrzne, psychologiczne kło­poty. Inni mówią im: Ee, to nic, nie przejmuj się, oni jednak nie potrafią tak rea­gować. Funkcjonują w świe­cie depresji, nerwicy i traumy, które mają nad nimi władzę, choć są w dużej mierze ich własną kreacją. W przypadku tego typu ludzi oświece­nie działa jak lampa zapalona nocą w dziecinnym pokoju. Rozjaśnia fał­szywe stereotypy, sprawiając, że staje­my się promienni i niezależni od nało­gów umysłu.
Druga grupa to osoby z autentycznymi problemami. Ich źródłem nie wydaje się być psychika, ale przejawiają się one na ze­wnątrz jako obiektywnie istniejące prze­szkody Takim ludziom oświecenie po­maga jak halogen skierowany na roboty drogowe. Potrzebna jest tu jasność, podpo­wiadająca dobre pomysły na roz­wiązania oraz ukazująca sytuację we właściwym świetle. Uświada­miając dokładnie to, co jest do zro­bienia, oświecenie może zwiększyć wydajność i kreatywność ich pracy. Wreszcie trzecią grupę tworzą ci, którzy twierdzą, że problemów w ogóle nie mają. To ludzie, któ­rych życie przebiega gładko, a umysł funkcjonuje bez zarzutu. Są usatysfakcjonowani i nie ocze­kują więcej. Oni jednak również mogą skorzystać z dobrodziejstw samorealizacji. Ich problemem bowiem – często nieuświadomio­nym – bywa pewna powierzchow­ność wynikająca z braku pogłębionej wrażliwości. Wiecznie promienni są ma­ło romantyczni i – choć popularni – mają trudność z odkryciem w sobie ciepła. Oświecenie działa tu jak ogień kominka. Zwracając uwagę wspomnianych osób na to, kim naprawdę są, może zachęcić do uwolnienia się od barwnych stereoty­pów i uczynienia siebie bardziej auten­tycznymi oraz ludzkimi.
Choć oświecenie doświadczone na tre­ningu ma bezpośrednie przełożenie na codzienne życie, nie jest jednak końcem drogi.
To prawda, Budda, Ramana Maharishi, Osho i wielu innych doświad­czyli tego samego oświecenia. Głębia ich ostatecznego przebudzenia była jednak daleko większa choćby dlatego, że zaw­dzięczali ją mnóstwu pomniejszych oświeceń doświadczonych wcześniej. Wi­dać to na prostym przykładzie. Jeżeli w brudnej szybie przetrzemy okienko, wi­dzimy to samo słońce, które pojawi się, gdy umyjemy całą szybę.

Święci oczyścili tak wielką część umysłu że ich przebudzenie stało się trwale obec­ne, jak światło w umytej szybie. Podobne dokonanie wymaga zazwyczaj poświęce­nia życia na wytrwałą praktykę.
Oświecenie przypomina więc przetarte w szybie okienko. Nie jest ono trwałe, oferuje jednak wspomnienie wolności i szczęścia, które daje nadzieję rzeczywi­stej przemiany na lepsze. W stanie oświe­cenia problemy bledną, a z podwyższonej energii możemy korzystać bez przeszkód. Z tego miejsca – niezależnie od sytuacji -życie staje się nieprzerwanym odkryciem, źródłem ekscytacji, a zarazem pewnością i spokojem. To praktyczny haj, który wca­le nie musi odrywać nas od codziennych zadań. Może natomiast – jeśli mu pozwo­limy – tak pokierować naszym życiem, że nabierze ono sensu oraz pełni, o jakich dotąd mogliśmy jedynie marzyć.

Krzysztof Wirpsza

image

image

imageimage

W kursie EI można uczestniczyć w lipowym domu, nie potrezba mieć wcześniejszego przygotowania czy doświadczenia w medytacji. Trzeba mieć potrzebę i wolę aby usiąść na trzy dni z zapytaniem KIM JESTEM?

Enlightenment Intensive – cz.1

Przeszło pól roku potrzebowałam aby opisać moje doświadczenia z EI ale były tak silne i poruszające, że od poczatku wiedziałam, że to tylko kwestia czasu. Są metody i sposoby pracy, które zapadają w nas i coś w nas „przesuwają” na tyle, że potem nigdy nie jest tak jak wcześniej. I chcemy podzielić się aby stało się to udziałem innych.  W moim przypadku taka jest własnie praktyka EI.

Nie szukałam jej, ona znalazła mnie a właściwie lipowy dom, do którego w kwietniu tego roku na jednorazowy warsztat przyjechał Shivam O Brien. Jako że warsztat miał być wiosenny śnieg dziarsko sypał i usypał półmetrowe zaspy…Trzeciego dnia tego sypania mieliśmy wrażenie, że już tak zostaniemy, białym puchem zasypani, cisi i dalecy, otuleni naszym zapytaniem. I nie tylko śnieg spowodował taki nastrój. On tylko dołożył parę skrzacych płatków. Resztę zrobiła praktyka. Gdy więc w niedzielę ok 22 zakończyliśmy, nikt nie był w stanie wyjechać, siedzieliśmy w kuchni i po raz pierwszy dzieliliśmy się doznaniem. A Shivam zaproponował aby wszyscy zostali do poniedziałku. Tak też się stało.

image

Na czym polega EI? Jest to praca we dwoje, w zmieniających się parach, gdzie przez 40 min pozostaje się z pytaniem KIM JESTEM?. To nazywa się diada. Siadamy więc naprzeciw siebie na krzesłach bądź podłodze, bardzo blisko, na wyciągnięcie ręki. Zaraz obok siedzi nastepna para, po drugiej stronie nastepna i następna. Rozlega się gong i pierwsza osoba zadaje pytanie partnerowi – KIM JESTEŚ. Osoba odpowiada nieprzerwanie przez 5 min. Po pięciu minutach sygnalizowanych przez prowadzacego mówiący milknie, jego partner dziękuje mu i sam przez 5 minut odpowiada na pytanie. Jedna diada trwa 40 min czyli tyle czasu siedzimy w zapytaniu z tym samym partnerem. Po tym czasie zmieniamy pary. Rozpoczyna się nastepna diada…Po 40 minutach znów zmieniamy partnera i znów przez 40 min odpowiadamy na pytanie badż słuchamy. Nie ma przerw.

image

Dzien wygląda zawsze tak samo – pobutka o 6. O 6.15 siedzimy już na sali i rozpoczynamy diady. Jest 5 posiłków w ciągu dnia – bardzo skromnych, podawanych w jednej miseczce, dla wszystkich w tym samym momencie – owsianka, kawałek chleba, zupa, 5 migdałów, kawałek chleba. Podczas posiłków milczymy, pozostając z zapytaniem KIM JESTEM. Jest jedna przerwa półgodzinna i godzinny spacer medytacyjny podczas którego milczymy. Raz w ciągu dnia jest wykład.. Nie można czytać, rozmawiać, słuchać muzyki. I tak przez 3 dni.

Chyba nietrudno się domyślić jakie emocje budzi taka praktyka, ile faz zniechecenia, nudy, złości, rezygnacji i najprostszego przeswiadczenia, że już więcej nie usiedzi się nawet minuty z tym pytaniem na które odpowiedzielismy już przeciez wszystko…

A zaraz obok siedzi ktoś inny, słyszymy jego oddech i beznadziejne zmaganie, cała sala jest jednym wielkim szeptem i zapytaniem. To wszystko tym bardziej wywołuje irytacje i poczucie niemożności skupienia.

Wiele niekończących się godzin mija i nie umiem napisać co takiego się dzieje – nagle osobiste doświadczenie wybucha, jego prostota pozostawia nas oniemiałymi, mamy pewność nigdy wcześniej niedoświadczaną, wiemy dlaczego tu jesteśmy, wiemy kim jesteśmy,  wiemy, że w tej chwili sa wszystkie chwile i łzy wdzięczności zaczynają płynąć jak rzeka, która wsiąka w pustynny piasek pod naszymi kolanami i  sami w niego wsiakamy, w najczystszy  i nieskalany piasek wiecznego życia…

image

dzień trzeci – po wyjściu z sali na spacer medytacyjny

Shivam chce przyjechać na wiosnę. Mam nadzieję, że więcej osób zapragnie doświadczyć tej wyjątkowej metody, w Polsce praktycznie nieznanej. Zresztą nigdy nie będzie to metoda popularna bo i nie o to chodzi. Opisałam swoje doświadczenie – jeszcze wiele dni potem, może nawet tygodni miałam przed oczami scenę z Avatara, kiedy Jake, główny bohater bezskutecznie próbuje ruszyć konia aż w którymś momencie odkrywa “źródło zasilania” i podłącza sie, stapiając się z nim w jedno. Piękna scena – jak z życia:)

image

oto strony Shivama O’Brien

image

Authentic Self

http://parvanihall.ie

http://www.spirithorse.co.uk/enlightenment_intensive.html

Częścia 2 a właściwie 1( bo od niego dowiedziałam sie o metodzie i on zaproponował lipowy dom jako miejsce warsztatów) będzie piękny tekst Krzyśka Wirpszy, który wraz z Monika Goszczyńska jest organizatorem i popularozytorem EI w Polsce. I wielokrotnym uczestnikiem, także w Walii u Shivama.